Po sesji bulderowej schodząc już w dół spotkałem i poznałem jednocześnie Michael'a, który prawdopodobnie walczył również nad jakimś własnym projektem. W sumie o szczegóły nie zapytałem, ale znając apetyt tego wspinacza na trudne przystawki, łatwe z pewnością nie będzie.
poniedziałek, 10 grudnia 2012
Mall Hill
Jak przed tygodniem znowu Mall Hill. Okazało się jednak, że projekt który sobie upatrzyłem i próbowałem podczas ostatnich wyjazdów tak naprawdę nie był już projektem o czym przypomniał mi Dave poniżej w komentarzu. Nazwa problemu to Straight Outta Carrock, a wycenia zaproponowana to 7a+, choć osobiście znalazłem łatwiejszy sposób na zrobienie problemu stąd moja propozycja na urwanie plusa z wyceny. Bulder biegnie przewieszonym kantem na całej swojej długości z wymagającym startem, po którym można się delektować naprawdę bardzo przyzwoitymi przechwytami.
Po sesji bulderowej schodząc już w dół spotkałem i poznałem jednocześnie Michael'a, który prawdopodobnie walczył również nad jakimś własnym projektem. W sumie o szczegóły nie zapytałem, ale znając apetyt tego wspinacza na trudne przystawki, łatwe z pewnością nie będzie.
Po sesji bulderowej schodząc już w dół spotkałem i poznałem jednocześnie Michael'a, który prawdopodobnie walczył również nad jakimś własnym projektem. W sumie o szczegóły nie zapytałem, ale znając apetyt tego wspinacza na trudne przystawki, łatwe z pewnością nie będzie.
czwartek, 6 grudnia 2012
niedziela, 2 grudnia 2012
Mall Hill
Dwa dni na Mall Hill, przy czym w pierwszy dzień było więcej chodzenia niż wspinania. Pierwszy raz w życiu byłem w tym rejonie i straciłem zbyt dużo czasu na lokalizowaniu kamieni. No i jeszcze warto nadmienić o rzece do przejścia. Jakieś przekleństwo związanie z wodą się za mną ciągnie ostatnio. Wysiadam z auta, zabieram zabawki (crashpad, magnezja, kawa itp) i idę wzdłuż drogi, po około dwustu metrach skręcam w prawo, no i jest przeszkoda, jakże perfidna i mokra. Ja zawsze pamiętam, że jak oglądałem westerny (takie filmy) to tam zawsze oni na koniach przeprawiali się na drugą stronę brzegu. Obejrzałem się za siebie, ale żadnego konia tam nie było. Na szczęście przygotowałem się na taką ewentualność i przeszedłem na drugą stronę w wodzie prawie po kolana, ale tak po Mojżeszowsku, czyli suchą stopą, taki patent znalazłem.
Rozgrzewka na pierwszej skale napotkanej na drodze z łatwymi problemami. Po lewej stronie, gdzie znajduje się crashpad, dołożyłem jeszcze jeden bulder SS o wycenie ok 5 lub 5+ Choć osobiście wydaje mi się, że ta część skały była przechodzona dużo wcześniej przede mną. Następnie udałem się w górną część wzgórza robiąc raczej łatwe bouldery. Na uwagę zasługuje problem oznaczony w przewodniuku jako 18 i wyceniany na 5+ Fb. Lekko połogie po niczym, ale z jajem. Próbowałem zrobić jeszcze otwarty projekt biegnący przewieszonym filarem, na tej samej skale, ale zbyt trudny był jak dla mnie. Ogólnie całym tym podchodzeniem z plecakiem i crashem byłem totalnie zmęczony. Pełno wokół powalonych cholernie śliskich konarów drzew. Można napisać, że przyroda w tym miejscu powala na pysk i to dosłownie. Ilość gleb które zaliczyłem chyba przewyższała ilość zrobionych boulderów w tym dniu.
Następnego dnia było już dużo lepiej , przynajmniej wiedziałem gdzie już pójdę i czego spróbuję. Tym razem rozgrzewkę zrobiłem na bardzo ciekawej skale zaraz przy drodze z trzema bulderami do 5+ (problem nr 7; 8 i 9). Następnie aby już nie tracić czasu udałem się w górną część rejonu z kamieniami po ukrywanymi w lesie. W zasadzie to do wspinania nadaje się tylko jeden, ten najbliżej drogi, na pozostałych zalega gruba warstwa zielonego mchu. Plan był prosty zacząć od lewej a skończyć po prawej a pierwszy od lewej był Strictly Ballroom SS 6b+ Fb. Kilka prób i bulder nie chciał puścić. Choć ruchy jak na 6b+ jak dla mnie wymagające to problemem było samo wyjście z samej krawędzi na górę. Nawet wspomniałem do Dave'a , który również w sobotę odwiedził Mall Hill i również spróbował problemu, że chyba lepiej jest nie wychodzić od razu tylko pociągnąć trochę po krawędzi i następnie wyjść na górę. Bulder w końcu padł, ale moja skóra na palcach także. Na prawo znajduje się rewelacyjna przystawka Living The Dream, ale samo dotknięcie skały wywoływało już cholerne uczucie skałowstrętu. Jeszcze poszedłem po raz kolejny zmierzyć się z projektem z dnia poprzedniego, ale w zasadzie to mogłem sobie go darować. Za słabe palce, za ciężka dupa, czyli ogólnie mówiąc nie ten dzień.
Tam gdzie zaczyna się muzyka - zaczyna się walka, amatorskie Video z Strictly Ballroom poniżej.
Rozgrzewka na pierwszej skale napotkanej na drodze z łatwymi problemami. Po lewej stronie, gdzie znajduje się crashpad, dołożyłem jeszcze jeden bulder SS o wycenie ok 5 lub 5+ Choć osobiście wydaje mi się, że ta część skały była przechodzona dużo wcześniej przede mną. Następnie udałem się w górną część wzgórza robiąc raczej łatwe bouldery. Na uwagę zasługuje problem oznaczony w przewodniuku jako 18 i wyceniany na 5+ Fb. Lekko połogie po niczym, ale z jajem. Próbowałem zrobić jeszcze otwarty projekt biegnący przewieszonym filarem, na tej samej skale, ale zbyt trudny był jak dla mnie. Ogólnie całym tym podchodzeniem z plecakiem i crashem byłem totalnie zmęczony. Pełno wokół powalonych cholernie śliskich konarów drzew. Można napisać, że przyroda w tym miejscu powala na pysk i to dosłownie. Ilość gleb które zaliczyłem chyba przewyższała ilość zrobionych boulderów w tym dniu.
Następnego dnia było już dużo lepiej , przynajmniej wiedziałem gdzie już pójdę i czego spróbuję. Tym razem rozgrzewkę zrobiłem na bardzo ciekawej skale zaraz przy drodze z trzema bulderami do 5+ (problem nr 7; 8 i 9). Następnie aby już nie tracić czasu udałem się w górną część rejonu z kamieniami po ukrywanymi w lesie. W zasadzie to do wspinania nadaje się tylko jeden, ten najbliżej drogi, na pozostałych zalega gruba warstwa zielonego mchu. Plan był prosty zacząć od lewej a skończyć po prawej a pierwszy od lewej był Strictly Ballroom SS 6b+ Fb. Kilka prób i bulder nie chciał puścić. Choć ruchy jak na 6b+ jak dla mnie wymagające to problemem było samo wyjście z samej krawędzi na górę. Nawet wspomniałem do Dave'a , który również w sobotę odwiedził Mall Hill i również spróbował problemu, że chyba lepiej jest nie wychodzić od razu tylko pociągnąć trochę po krawędzi i następnie wyjść na górę. Bulder w końcu padł, ale moja skóra na palcach także. Na prawo znajduje się rewelacyjna przystawka Living The Dream, ale samo dotknięcie skały wywoływało już cholerne uczucie skałowstrętu. Jeszcze poszedłem po raz kolejny zmierzyć się z projektem z dnia poprzedniego, ale w zasadzie to mogłem sobie go darować. Za słabe palce, za ciężka dupa, czyli ogólnie mówiąc nie ten dzień.
Tam gdzie zaczyna się muzyka - zaczyna się walka, amatorskie Video z Strictly Ballroom poniżej.
niedziela, 25 listopada 2012
Odszedł Janusz Nabrdalik
Weekend w Wicklow
RAVEN'S GLEN.
Świadomość upływającego czasu - tak mógłbym określić sobotni wypad do Raven's Glen. Wjeżdżam na parking i widzę tabliczkę, informującą że parking jest zamykany o godz. 16:00. Zerkam na zegarek i jest 13:48 co oznacza że na wspin mam łącznie z dojściem do skał tylko dwie godziny. Kiedyś już byłem w tym rejonie i pamiętam że dojście w skały było bardzo łatwe, najpierw drogą przez las, a później ścieżką wzdłuż kamiennego muru. Tym razem ścieżka jest pod wodą a wokół jedno wielkie rozlewisko. W połowie drogi już zaliczyłem wtopę, czyli zanurzenie buta pod lustro wody, a raczej mazi błotno-wodnistej. Tak się zastanawiam, zbliża się szósty grudzień, czy nie poprosić "świętego brodatego" o gumiaki, przynajmniej suchą stopą dojdę pod skały.
W związku z tym, ze mam nowe buty wspinaczkowe, szukam czegoś naprawdę łatwego. Wybór pada na Dragon Wall. Niestety zjeżdżam z chwytów i stopni, wszystko mokre. Próbuję to jakoś osuszyć - bezskutecznie, przenoszę się dalej. Oglądam jeszcze Toliver Wall ale jak dla mnie nie wygląda atrakcyjnie do wspinania. W końcu idę na Wicklow Tea 6a+ Fb ciekawa, aczkolwiek siłowa propozycja. Następnie robię jeszcze Gem 6a+ Fb niski dający dużo frajdy bulder i wracam przed szesnastą na parking.
SAD AND LONELY BOULDER.
Na ten kamień chciałem się już wybrać dawno temu, ale jakoś nigdy nie było okazji. Wjeżdżając w niedzielę w Góry Wicklow spoglądałem na temperaturę 4st. C jaką podawał mi samochód licząc że się jeszcze trochę podniesie. Widząc w oddali zaśnieżone szczyty wiedziałem, że cieplej już dzisiaj nie będzie.
Sam kamień widać z drogi i dojście byłoby zapewne utrudnione gdyby nie zmarznięta ziemia. W zasadzie już po pięciu minutach od opuszczenia samochodu można się rozkoszować wspinaniem. Uporałem się tam z Billy No Mates 6c Fb oraz wywieszonym kantem wycenianym na 7a Fb. Próbowałem jeszcze projektu w postaci trawersu po obłych chwytach zaczynającego się z prawej strony i kończącego na chwytach wyjściowych z 7a lecz zaczęło padać i skończyło się tylko na wyczyszczeniu chwytów.
Świadomość upływającego czasu - tak mógłbym określić sobotni wypad do Raven's Glen. Wjeżdżam na parking i widzę tabliczkę, informującą że parking jest zamykany o godz. 16:00. Zerkam na zegarek i jest 13:48 co oznacza że na wspin mam łącznie z dojściem do skał tylko dwie godziny. Kiedyś już byłem w tym rejonie i pamiętam że dojście w skały było bardzo łatwe, najpierw drogą przez las, a później ścieżką wzdłuż kamiennego muru. Tym razem ścieżka jest pod wodą a wokół jedno wielkie rozlewisko. W połowie drogi już zaliczyłem wtopę, czyli zanurzenie buta pod lustro wody, a raczej mazi błotno-wodnistej. Tak się zastanawiam, zbliża się szósty grudzień, czy nie poprosić "świętego brodatego" o gumiaki, przynajmniej suchą stopą dojdę pod skały.
W związku z tym, ze mam nowe buty wspinaczkowe, szukam czegoś naprawdę łatwego. Wybór pada na Dragon Wall. Niestety zjeżdżam z chwytów i stopni, wszystko mokre. Próbuję to jakoś osuszyć - bezskutecznie, przenoszę się dalej. Oglądam jeszcze Toliver Wall ale jak dla mnie nie wygląda atrakcyjnie do wspinania. W końcu idę na Wicklow Tea 6a+ Fb ciekawa, aczkolwiek siłowa propozycja. Następnie robię jeszcze Gem 6a+ Fb niski dający dużo frajdy bulder i wracam przed szesnastą na parking.
SAD AND LONELY BOULDER.
Na ten kamień chciałem się już wybrać dawno temu, ale jakoś nigdy nie było okazji. Wjeżdżając w niedzielę w Góry Wicklow spoglądałem na temperaturę 4st. C jaką podawał mi samochód licząc że się jeszcze trochę podniesie. Widząc w oddali zaśnieżone szczyty wiedziałem, że cieplej już dzisiaj nie będzie.
Sam kamień widać z drogi i dojście byłoby zapewne utrudnione gdyby nie zmarznięta ziemia. W zasadzie już po pięciu minutach od opuszczenia samochodu można się rozkoszować wspinaniem. Uporałem się tam z Billy No Mates 6c Fb oraz wywieszonym kantem wycenianym na 7a Fb. Próbowałem jeszcze projektu w postaci trawersu po obłych chwytach zaczynającego się z prawej strony i kończącego na chwytach wyjściowych z 7a lecz zaczęło padać i skończyło się tylko na wyczyszczeniu chwytów.
piątek, 23 listopada 2012
UK
Ciekawe niusy z UK, mianowicie Bliźniak nie wytrzymał napięcia i dosiadł klawiatury, więc mamy reaktywację bloga ClimbingWay. Dobrze będzie coś poczytać jak coś było trudne, potem już nie takie trudne a na końcu padło, dla tych co nie wiedzą Bliźniak ma moc przeokrutną i brakiem formy raczej nie grzeszy. Pamiętam jak kiedyś spotkałem parę Angoli robiących sobie trip po Irlandii i na pytanie do mnie skąd jesteś i usłyszeniu że z Polski od razu zapytali; Do you know Peter W? Więc z mojej strony no comments :)
Drugi ciekawy nius to pojawienie się przewodnika bulderowego po UK, link tutaj. Trzeba tylko przełknąć 25 funciaków na zakup.
Ja natomiast wznowiłem treningi na gravity center. Tak ogólnie to jestem przeciwnikiem wspinania na sztucznych obiektach, niestety jak się kończy pracę po zachodzie słońca to pozostaje tylko panel. Najgorsze jest to, że zaczyna mi się podobać taka forma wspinania, ale pocieszam się że nic nie trwa wiecznie i panel kontra natura niebawem odniesie druzgocącą klęskę.
Nie wiem czy wszystkich wywiało, ale kwas totalny, nikt z naszych nie chodzi na bulderownię, bynajmniej ja nikogo nie spotkałem podczas pobytu. Zastanawiam się czy ktoś wogóle się jeszcze wspina? Ekipa z aktywnejwyspy organizuje spotkanie 1 grudnia na Awesome Walls. Bedzie wspinanie i nie tylko, jak można przeczytać szykuje się nawet jakiś lokalny oktoberfest. Jeżeli wyjazd w teren będzie uniemożliwiony warunkami atmosferycznymi czyli po prostu padającym deszczem to z pewnością warto w tym czasie odwiedzić ścianę na Finglas.
niedziela, 14 października 2012
Carrigshouk
W sobotę zrobiliśmy wypad do Carrigshouk w Górach Wicklow. Duża ilość łatwych problemów zaraz przy samej drodze, bynajmniej my na nich się skoncentrowaliśmy. Choć jak spojrzeć na zbocze góry to wydaje się że potencjał rejony w ogóle jeszcze nie jest wyczerpany, wokół widać pełno granitowych kamoli, które bynajmniej z dołu wyglądają obiecująco i zachęcają do powrotu w to miejsce w celach eksploracyjnych.
Aneta na rozgrzewkowym problemie. |
niedziela, 7 października 2012
Awesome walls Dublin
Wracając z lotniska wstąpiliśmy zobaczyć nową ścianę wspinaczkową i nie chcąc nikomu robić reklamy muszę stwierdzić że kawał dobrej roboty, naprawdę dobrej. Sama ściana robi wrażenie, a do tego należy jeszcze dodać dwupoziomową bulderownię.
środa, 19 września 2012
Three Rock
Wczoraj po pracy odwiedziłem ten rejon pierwszy raz w tym roku. Niestety
dzień był bardzo wietrzny, a tam wiało dwa razy mocniej. Zakładanie
kurtki pomiędzy poszczególnymi boulderami było czynnością niemalże
obowiązkową. Pierwsza wizyta na Three Rock to jeszcze rok 2006 i był to wtedy
pierwszy rejon boulderowy jaki tutaj odwiedziłem. TR składa się z trzech
grup skalnych ogólnie z łatwymi granitowymi boulderami, które to można
sobie utrudnić startując do większości problemów nisko czyli "sit
start".
Na początek udałem się na ostatnią grupę skalną próbując rozgrzać się na łatwych problemach. Po solidnej już rozgrzewce kiedy to już porobiłem wszystko co tam było możliwe do zrobienia spróbowałem klasyki rejony czyli skoku "dyno". Ktoś kiedyś zmierzył odległość pomiędzy chwytami i wynosi ona 6stóp, czyli około 180cm. Zresztą być na TR i nie spróbować dyno, to tak jakby być we Włoszech i nie spróbować oryginalnej włoskiej pizzy, albo być w Paryżu i nie widzieć tego no... hmn, mam to na końcu języka, Fontainebleau oczywiście :)
Następnie cofnąłem się do drugiej skały, gdzie niestety wiało tak, że głowę chciało urwać. Trudno, jestem to chociaż spróbuję. Ściągam kurtkę, wiem że źle robię, ale ściągam. Kładę crasha pod lekko przewieszonym boulderem i startuję. Jedna klama, druga klama, wstawienie nogi i trzecia klama. Patrzę w dół, a crasha nie ma! Leży za to kilka metrów dalej zdmuchnięty przez wiatr. Definitywnie dalsze boulderowanie w tym dniu nie ma już sensu. Pod tym linkiem jeżeli ktoś potrzebuje jest do ściągnięcia topo rejonu Bouldering_Three_Rock_Scalp.pdf
Na początek udałem się na ostatnią grupę skalną próbując rozgrzać się na łatwych problemach. Po solidnej już rozgrzewce kiedy to już porobiłem wszystko co tam było możliwe do zrobienia spróbowałem klasyki rejony czyli skoku "dyno". Ktoś kiedyś zmierzył odległość pomiędzy chwytami i wynosi ona 6stóp, czyli około 180cm. Zresztą być na TR i nie spróbować dyno, to tak jakby być we Włoszech i nie spróbować oryginalnej włoskiej pizzy, albo być w Paryżu i nie widzieć tego no... hmn, mam to na końcu języka, Fontainebleau oczywiście :)
Następnie cofnąłem się do drugiej skały, gdzie niestety wiało tak, że głowę chciało urwać. Trudno, jestem to chociaż spróbuję. Ściągam kurtkę, wiem że źle robię, ale ściągam. Kładę crasha pod lekko przewieszonym boulderem i startuję. Jedna klama, druga klama, wstawienie nogi i trzecia klama. Patrzę w dół, a crasha nie ma! Leży za to kilka metrów dalej zdmuchnięty przez wiatr. Definitywnie dalsze boulderowanie w tym dniu nie ma już sensu. Pod tym linkiem jeżeli ktoś potrzebuje jest do ściągnięcia topo rejonu Bouldering_Three_Rock_Scalp.pdf
poniedziałek, 17 września 2012
Lough Dan
Dzisiaj odwiedziłem Lough Dan, niestety bardziej trekingowo, niż boulderowo. Zresztą sam dzień zaczął się niespecjalnie dobrze. Najpierw postanowiłem udać się do centrum, korki straszne. Na dodatek znalezienie wolnego miejsca do zaparkowania graniczyło z cudem, więc jeździłem tak przez parę minut szukające tego cudu. Tam gdzie mieszkam jak co rocznie (oczywiście nigdy nie wiem kiedy) był organizowany festyn i Garda zablokowała wszystkie drogi. Wyjechać się dało, ale już z powrotem nikogo nie wpuszczali. Pozostało mi zaparkować przed blokadą samochód i dymać na piechotę po sprzęt do domu. To wszystko spowodowało, że w skały udałem się dość późno.
Pierwsza wizyta w Lough Dan i trafiłem onsight, lecz czasowo trochę to zajęło. Najpierw około godziny jazdy samochodem, później znowu godzina na piechotę i niby byłem już na miejscu tzn widziałem skały.
Ja wiedziałem, że należy przejść przez rzekę, tylko nie sądziłem, że będzie to takie trudne ba, raczej niewykonalne. Też z własnej winy może też nie do końca doczytałem, w którym miejscu należy przejść rzekę, ale sądząc po ilości wody w rzece, chyba było to w tym dniu mało istotne. Wydawało mi się, że owe przechodzenie to będzie takie po kamieniach jak na zdjęciu poniżej.
Czyli raz, dwa, trzy, hopsa, hopsa, hopsa i gotowe. Za to podszedłem do rzeki i żadne hopsa, hopsa, hopsa nie wchodziło w rachubę. Spojrzałem w lewo i załamka:
Spojrzałem w prawo i szybko odwróciłem wzrok, jeszcze gorzej:
Ja pierdolę, byłem tak blisko, skały na wyciągnięcie ręki, crashpad gotowy do rozłożenia, magnezja w woreczku odpowiednio zbrylowana, wszystko gotowe, tylko ta cholerna rzeka na drodze. Teoretycznie w miejscu w którym uważałem, że można by przejść rzekę, wrzuciłem niewielki patyk o długości około 80cm i cały kurwa zanurzył się w wodzie. Skoro mam 173cm wzrosty to jakbym wlazł do rzeki to jeszcze bym wystawał 93cm ponad. Zakładając, że byłbym w Hiszpanii, gorąco, temperatura 35st, woda błękitna to wlazłbym z uśmiechem na ustach. Ale byłem w Irlandii, temp 15st, a przy silnym wietrze odczuwalna 10, temperatura wody jeszcze niższa, a woda o zgrozo! jedyny kolor jaki przypominała to kolor czarny, to ja dziękuję za taką kąpiel. Zresztą w ogóle wejście do wody było poronionym pomysłem, kto wie co by mnie jeszcze tam chapsnęło.
Przeskoczenie rzeki również było niemożliwe. Zakładając, że ostatni skok w dal oddałem na wf-ie w podstawówce i było to około 4 metrów to teraz kiedy jestem już powiedzmy w "średnim wieku" lepiej nie będzie. Nawet jeżeli wyjdę dobrze z progu i dostanę podmuch wiatru w plecy jak nasz ex skoczek Adaś Małysz to maksymalnie osiągnę 4,5metra co oznacza że pierdolnę w sam środek rzeki, czyli tam gdzie najgłębiej. Pływać to ja jeszcze potrafię, ale co ja kurna na basen przyszedłem? Ogólnie jeszcze przemieszczałem się wzdłuż rzeki z nadzieją znalezienia najlepszego miejsca niestety bezskutecznie, następnym razem będzie lepiej. Zresztą jurto też jest nowy dzień, zawsze można gdzieś pojechać i tego się trzymam na szczęście.
Pierwsza wizyta w Lough Dan i trafiłem onsight, lecz czasowo trochę to zajęło. Najpierw około godziny jazdy samochodem, później znowu godzina na piechotę i niby byłem już na miejscu tzn widziałem skały.
W oddali bouldery w rejonie Lough Dan |
Czyli raz, dwa, trzy, hopsa, hopsa, hopsa i gotowe. Za to podszedłem do rzeki i żadne hopsa, hopsa, hopsa nie wchodziło w rachubę. Spojrzałem w lewo i załamka:
Spojrzałem w prawo i szybko odwróciłem wzrok, jeszcze gorzej:
Ja pierdolę, byłem tak blisko, skały na wyciągnięcie ręki, crashpad gotowy do rozłożenia, magnezja w woreczku odpowiednio zbrylowana, wszystko gotowe, tylko ta cholerna rzeka na drodze. Teoretycznie w miejscu w którym uważałem, że można by przejść rzekę, wrzuciłem niewielki patyk o długości około 80cm i cały kurwa zanurzył się w wodzie. Skoro mam 173cm wzrosty to jakbym wlazł do rzeki to jeszcze bym wystawał 93cm ponad. Zakładając, że byłbym w Hiszpanii, gorąco, temperatura 35st, woda błękitna to wlazłbym z uśmiechem na ustach. Ale byłem w Irlandii, temp 15st, a przy silnym wietrze odczuwalna 10, temperatura wody jeszcze niższa, a woda o zgrozo! jedyny kolor jaki przypominała to kolor czarny, to ja dziękuję za taką kąpiel. Zresztą w ogóle wejście do wody było poronionym pomysłem, kto wie co by mnie jeszcze tam chapsnęło.
Przeskoczenie rzeki również było niemożliwe. Zakładając, że ostatni skok w dal oddałem na wf-ie w podstawówce i było to około 4 metrów to teraz kiedy jestem już powiedzmy w "średnim wieku" lepiej nie będzie. Nawet jeżeli wyjdę dobrze z progu i dostanę podmuch wiatru w plecy jak nasz ex skoczek Adaś Małysz to maksymalnie osiągnę 4,5metra co oznacza że pierdolnę w sam środek rzeki, czyli tam gdzie najgłębiej. Pływać to ja jeszcze potrafię, ale co ja kurna na basen przyszedłem? Ogólnie jeszcze przemieszczałem się wzdłuż rzeki z nadzieją znalezienia najlepszego miejsca niestety bezskutecznie, następnym razem będzie lepiej. Zresztą jurto też jest nowy dzień, zawsze można gdzieś pojechać i tego się trzymam na szczęście.
niedziela, 16 września 2012
GLENDASAN
Tak mniej więcej wygląda północna część Glendasan z przydrożnego parkingu. Dzisiaj odwiedziłem to miejsce pierwszy raz choć przymiarki były już dużo wcześniej. Ogólnie bouldey znajdują się na samej górze, więc jest trochę podchodzenia. Posiłkowałem się topo versja 5.0 Autum 2009 by Dave, które to jest średnio dokładne. Gdzieś w połowie drogi na górę znalazłem rewelacyjny głaz, który nie został opisany. Nie wiem czy znajduje się w nowym przewodniku, jeśli nie to zdecydowanie powinien. Sam kamień posiada cztery strony i na każdej da się po wspinać.
Zachodnia strona |
Południowa strona |
Wschodnia strona |
Miejscowy zwierzak |
GLENDASAN -KOREKTA
Tak jak wspomniał poniżej w komentarzu Dave, skała rzeczywiście znajduje się w nowym przewodniku i nosi nazwę Moby Brick. Problem na zachodniej stronie to Step Right Up 4+, północna wystawa to również 4+ a nie jak napisałem 5. Na wschodniej części znajduje się Cold Feet 5, ja dałem wycenę 6a+ lecz startowałem z przysłowiowej dupy, czyli sit start. Problem na stronie południowej widnieje jako projekt, jak wstawiałem się ze stania i dałem wycenę 5, nawet nie wpadłem, że można to zrobić z niższych chwytów. Dołożyłem jeszcze filar po lewej o czym równieżpisałem powyżej. Jeśli chodzi o The Whale to projekt nie jest już projektem i nazywa się Ahab 6c.
piątek, 14 września 2012
The Scalp
Rano o 7:45 wrzucam crasha na tył auta. W skały jeszcze nie jadę tylko do pracy, choć nie ukrywam, że wolałbym na bouldery. Niestety trzeba za coś kupować tą magnezję :) O siedemnastej nastąpił upragniony koniec pracy. Teraz tylko przedrzeć się przez korki na autostradę i zjazdem piętnastym na Scalp. Dzisiaj bardzo wieje stąd Scalp jest słusznym i najlepszym rozwiązaniem na wietrzną pogodę. Po krótkiej rozgrzewce na niewysokim slabie udaje się pod Natural Born Crimpers 6a. Boulder na tyle mi sie spodobał, że robię go po kilka razy. Umotywowany pozytywnie udaję się następnie w sektor Dublin End. Na początek próbuję otwartego projektu biegnącego w lekkim przewieszeniu pozbawionego jakichkolwiek stopni. Po kilku próbach odpuszczam - nie ma szans. Pewnie wielu próbowało, a ja po dłuższej przerwie mogę sobie jedynie raczej tylko chwyty wyczyścić. Natomiast parę metrów powyżej znajduje się niewysoki aczkolwiek mocno wydupiony murek. Przystawiam się do bardzo siłowego 6b+ i to okazuje się mój max w tym dniu. Następnie próbuję znowu otwartego projektu i tutaj niestety wychodzą wszelkie braki. Rozginają mi się palce, ręce, nie działają przybloki, zero dynamiki, ogólnie mówiąc jednym słowem kwas. Pozbierawszy zabawki spod skały na zakończenie udaję się na rekonesans po sektorze Wicklow End. I to jest w zasadzie już The End. Teraz jeden dzień przerwy i w sobotę kolejny trip.
środa, 22 sierpnia 2012
World's Hardest Problem :]
Kilka godzin w Dalkey w sobotę wystarczyło, aby zrobić "najtrudniejszy bulder świata" czyli World's Hardest Problem 6a. Pamiętam jak kilkanaście lat temu jechałem pociągiem do Zawiercia ze wspinaczem, który zrobił Najtrudniejszą Rysę Świata, kurde wtedy to było naprawdę coś zważywszy że dopiero zaczynałem swoją przygodę ze wspinaniem. Jak się później dowiedziałem rysa znajdowała się w Rzędkowicach, a "najtrudniejsza" była tylko z nazwy (wycena to VI.3) tak samo jak bulder zrobiony przeze mnie. Nazwy nazwami, a przechwyty bardzo ciekawe jak na 6a. Zresztą sam wyjazd do Dalkey zaskoczył mnie i to bardzo pozytywnie. Zrobiłem około 10 bulderów, w tym 5 zupełnie nowych, a wydawało mi się że wyczerpałem już potencjał tego rejonu jeśli chodzi o bouldering. W końcu rozprawiłem się z Ivy Wall Traverse 6b+ od prawej do lewej - uuuf odhaczone, i to w zasadzie najtrudniejsza pozycja jaką w tym dniu zrobiłem. Aneta również sukcesywnie wykorzystała czas przechodząc po raz kolejny niski trawers o wycenie 5. Piszę po raz kolejny, gdyż przeglądając zawartość dysku na komputerze znalazłem archiwalne zdjęcie z przejścia z 7 stycznia 2007roku.
.
.
sobota, 11 sierpnia 2012
Dalkey
Dzień szczególny, córka pierwszy raz w skałach, oczywiście z racji wieku o boulderingu nie mogło być mowy.
Odwiedziliśmy Traverse Wall i Ivy Wall. Pogoda była rewelacyjna a nawet rzekłbym za gorąco i wydawało by się że w skałach będzie pełno osób, a wymiana powitań typu "How are you?" będzie na porządku dziennym. Tymczasem z lokalnych wspinaczy nie spotkaliśmy nikogo, za to pojawił się Grzesiek z Anią i Łukaszem oraz dwójka wspinaczy, których jeszcze poznałem na gravity w zeszłym roku, też biało-czerwoni :) Ja po raz kolejny zrobiłem Ivy Wall Traverse za 6b od lewej do prawej i po raz kolejny spadłem z trawersu Ivy Wall od prawej do lewej. Rozgrzewkę standardowo zaczęliśmy od Traverse Wall, gdzie Aneta pierwszy raz dotyka skały bodajże od września zeszłego roku, parę jej fotek poniżej.
Odwiedziliśmy Traverse Wall i Ivy Wall. Pogoda była rewelacyjna a nawet rzekłbym za gorąco i wydawało by się że w skałach będzie pełno osób, a wymiana powitań typu "How are you?" będzie na porządku dziennym. Tymczasem z lokalnych wspinaczy nie spotkaliśmy nikogo, za to pojawił się Grzesiek z Anią i Łukaszem oraz dwójka wspinaczy, których jeszcze poznałem na gravity w zeszłym roku, też biało-czerwoni :) Ja po raz kolejny zrobiłem Ivy Wall Traverse za 6b od lewej do prawej i po raz kolejny spadłem z trawersu Ivy Wall od prawej do lewej. Rozgrzewkę standardowo zaczęliśmy od Traverse Wall, gdzie Aneta pierwszy raz dotyka skały bodajże od września zeszłego roku, parę jej fotek poniżej.
niedziela, 1 lipca 2012
Rothery's Rocks
Rzuciłem okiem na liczbę postów i liczba wskazuje 13, niby przesądny nie
jestem, ale lepiej się zmotywować i dorzucić czternastego posta. Ostatnie tygodnie to brak czasu na wszystko włącznie ze wspinaniem. Ostatni raz byłem w skałach dokładnie miesiąc i dwa dni temu. W piątek udało mi się wygospodarować trochę wolnego czasu i postanowiłem przeczesać wschodnie zbocze skalne w rejonie Scalp o nazwie Rothery's Rocks.
Wybór nie przypadkowy, po tak długiej przerwie zależało mi tylko aby się po wspinać po czymkolwiek, a sam dojazd w teren zajmuje nie więcej niż 30 minut. To jest niesamowite, rejon ten odkryłem dopiero w tym roku, a jak się okazuje jest to najbliżej położone miejsce gdzie można rozłożyć crasha pod skałą. Jeżeli chodzi o sam bouldering w tym rejonie to na początku miałem mieszane odczucia. Oficjalne topo jest bardzo niedokładne i nie byłem pewny co do lokalizacji wymienionych w nim problemów, w końcu dałem sobie spokój i wspinałem się wg własnego uznania, co było najlepszym wyborem. W końcu chodziło o to aby poczuć skałę i rozkoszować się kolejnymi przechwytami, a nie latać z wywalonym językiem od skały do skały trzymając topo w ręce. Jeżeli zaś chodzi o dojście w ten teren to powinienem dziesięć razy złamać lewą nogę, piętnaście razy prawą, rumowisko kamieni porośniętych mchem i czymś tam jeszcze zielonym, utrudniające jakiekolwiek poruszanie się i przemieszczanie.
W drodze powrotnej zahaczyłem jeszcze o kamienie w rejonie Dublin End. Na jednym z nich znajduje się rewelacyjny bald o nazwie LDF, a raczej jeden rewelacyjny ruch na przewieszonym filarze. Wycenia wg przewodnika to 6c+ Fb, choć osobiście wydaje mi się znacznie zawyżona. Niemniej pozycja obowiązkowa do odhaczenia.
Wybór nie przypadkowy, po tak długiej przerwie zależało mi tylko aby się po wspinać po czymkolwiek, a sam dojazd w teren zajmuje nie więcej niż 30 minut. To jest niesamowite, rejon ten odkryłem dopiero w tym roku, a jak się okazuje jest to najbliżej położone miejsce gdzie można rozłożyć crasha pod skałą. Jeżeli chodzi o sam bouldering w tym rejonie to na początku miałem mieszane odczucia. Oficjalne topo jest bardzo niedokładne i nie byłem pewny co do lokalizacji wymienionych w nim problemów, w końcu dałem sobie spokój i wspinałem się wg własnego uznania, co było najlepszym wyborem. W końcu chodziło o to aby poczuć skałę i rozkoszować się kolejnymi przechwytami, a nie latać z wywalonym językiem od skały do skały trzymając topo w ręce. Jeżeli zaś chodzi o dojście w ten teren to powinienem dziesięć razy złamać lewą nogę, piętnaście razy prawą, rumowisko kamieni porośniętych mchem i czymś tam jeszcze zielonym, utrudniające jakiekolwiek poruszanie się i przemieszczanie.
W drodze powrotnej zahaczyłem jeszcze o kamienie w rejonie Dublin End. Na jednym z nich znajduje się rewelacyjny bald o nazwie LDF, a raczej jeden rewelacyjny ruch na przewieszonym filarze. Wycenia wg przewodnika to 6c+ Fb, choć osobiście wydaje mi się znacznie zawyżona. Niemniej pozycja obowiązkowa do odhaczenia.
środa, 6 czerwca 2012
Super video
An Excursion to Glendalough by Chris Rooney to zdecydowanie jedna z lepszych propozycji video jakie miałem przyjemność oglądać. Chris'a miałem okazję poznać jakieś 3 lata temu i nawet nie wiedziałem, że obok boulderingu kręci coś na boku, jak widać kręci i to dobrze co widać na poniższym linku do video. Miłego oglądania An Excursion to Glendalough
czwartek, 31 maja 2012
wtorek, 29 maja 2012
Leviathan powtórzony
News wart odnotowania: Barry O'Dwyer w weekend przechodzi Leviathan 8a Fb w Portrane. Film z przejścia pod linkiem http://vimeo.com/42995680
Frustracyjny bouldering
Frustracyjny bouldering to taki nie odwzajemniony, czyli bez efektów pomimo własnych nakładów. Ja ostatnio przeżyłem taki weekend próbując zrobić problem (aż wstyd o tym pisać) o wycenie 6c. Wybór padł ponownie na Portrane, lecz z racji przypływu morza czasu na bouldering zostało niewiele. Szybka rozgrzewka na kilku 6a i nawet na jednym 6c. Jest dobrze! i czas na X-men'a 6c i tutaj to "dobrze" się skończyło bardzo szybko. Niemoc zrobienia boulderu wzięła górę i w zasadzie nic nie mogłem zrobić. Sam problem forsuje niewielki dach z którego sięgamy do obłego chwytu wielkością przypominający bochenek chleba, a potem do następnego. Nadmorskie oblaje pozbawione jakiegokolwiek tarcia potrafią czasami sponiewierać. Pocieszające jest to, że podobno nikt jeszcze go nie zafleszował, choć kończy się na dwóch metrach wysokości i tak naprawdę cały rekonesans można zrobić stojąc z boku oglądając chwytu niczym rzeczy w hipermarkecie.
Niedzielny wyjazd to już czysta rekreacja, jedziemy na plażę do Donabate. Gdzieś wrzucają rzeczy do auta mimochodem wrzucam również buty z magnezją. Nawet naszła mnie taka myśl, czy nie wozić butów do wspinu i magnezji niczym koła zapasowego w aucie. W sumie nigdy nie wiesz kiedy złapiesz gumę, tak samo jak nigdy nie wiesz czy przejeżdżając gdzieś nie natrafisz na interesującą skałę. W obu przypadkach jeżeli nie posiadasz odpowiedniego sprzętu możesz się tylko przyglądać rzucając na lewo i prawo słowa na "k". Wracając do plaży, na plaży było chu...owo, gdyż wiało i było zimno, a do Portrane było tylko kilka kilometrów, grzechem śmiertelnym byłoby nie podjechać. Tradycyjna rozgrzewka jak zawsze, zamiast crasha tym razem karimata, zresztą nawet to i lepiej, trzyczęściowy crashpad na dwóch metrach wysokości wygląda trochę komicznie. Pierwsza próba na X-men'ie - spadam z ostatnich chwytów. Kolejna próba i kolejna porażka z ostatnich chwytów. Frustracja narasta ale, jeszcze jest pod kontrolą. W końcu się motywuję i robię chyba najtrudniejsze 6c w moim życiu.
Niedzielny wyjazd to już czysta rekreacja, jedziemy na plażę do Donabate. Gdzieś wrzucają rzeczy do auta mimochodem wrzucam również buty z magnezją. Nawet naszła mnie taka myśl, czy nie wozić butów do wspinu i magnezji niczym koła zapasowego w aucie. W sumie nigdy nie wiesz kiedy złapiesz gumę, tak samo jak nigdy nie wiesz czy przejeżdżając gdzieś nie natrafisz na interesującą skałę. W obu przypadkach jeżeli nie posiadasz odpowiedniego sprzętu możesz się tylko przyglądać rzucając na lewo i prawo słowa na "k". Wracając do plaży, na plaży było chu...owo, gdyż wiało i było zimno, a do Portrane było tylko kilka kilometrów, grzechem śmiertelnym byłoby nie podjechać. Tradycyjna rozgrzewka jak zawsze, zamiast crasha tym razem karimata, zresztą nawet to i lepiej, trzyczęściowy crashpad na dwóch metrach wysokości wygląda trochę komicznie. Pierwsza próba na X-men'ie - spadam z ostatnich chwytów. Kolejna próba i kolejna porażka z ostatnich chwytów. Frustracja narasta ale, jeszcze jest pod kontrolą. W końcu się motywuję i robię chyba najtrudniejsze 6c w moim życiu.
poniedziałek, 21 maja 2012
Bullock Harbour
Miejsce to odwiedziłem dawno temu i pierwsze wrażenie jest jak widać istotne, gdyż wtedy miejsce to nie powaliło mnie zachwytem, tak też było tym razem. Po tygodniu pracy przeplatanej lekkim treningiem i zmienności pogodowej w końcu nadszedł weekend i wybór na niedzielny wypad padł na Bullock Harbour. Miejsce to jest niewielkim portem na południe od Dún Laoghaire ze skalistym wybrzeżem. Niestety miejscówka wygląda strasznie, pełno wokół puszek po coli, piwie itp. Ponadto jeden z boulderów nazywa się Graffiti 5 Fb choć w zasadzie każdy boulder mógłby sie tak nazywać, gdyż wszystko jest umazane farbą, a raczej upierdolone napisami i to perfidnie.
Pomimo fatalnego wyglądu jakość boulderów może zaskoczyć, a to za pewne za sprawą rewelacyjnego tarcia. Dużo co prawda to tego boulderowania tam nie było, ale mnie osobiście przypadły do gustu dwa bouldery. Pierwszy to The Steam 6b Fb (na zdjęciu ukośna rysa w środku ściany z czarnymi zaciekami) oraz The Wall 4+ Fb bardzo łatwy, ale wysoki. Miejsce na pewno nie warte odwiedzenia jeżeli ktoś miałby tam jechać specjalnie ale będąc przy okazji można zajrzeć. W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Dalkey i kultowy trawers. Od lewej do prawej puścił tzw "niski trawers" 6c Fb, puścił na szczęście w odpowiednim momencie, gdyż skóry na palcu zaczynało powoli brakować.
Pomimo fatalnego wyglądu jakość boulderów może zaskoczyć, a to za pewne za sprawą rewelacyjnego tarcia. Dużo co prawda to tego boulderowania tam nie było, ale mnie osobiście przypadły do gustu dwa bouldery. Pierwszy to The Steam 6b Fb (na zdjęciu ukośna rysa w środku ściany z czarnymi zaciekami) oraz The Wall 4+ Fb bardzo łatwy, ale wysoki. Miejsce na pewno nie warte odwiedzenia jeżeli ktoś miałby tam jechać specjalnie ale będąc przy okazji można zajrzeć. W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Dalkey i kultowy trawers. Od lewej do prawej puścił tzw "niski trawers" 6c Fb, puścił na szczęście w odpowiednim momencie, gdyż skóry na palcu zaczynało powoli brakować.
poniedziałek, 14 maja 2012
PORTRANE
Dwa dni boulderingu i dwa dni w Portrane, ale zacznę od soboty. Szkoda byłoby marnować takiego dnia na siedzenie w domu zwłaszcza, że ostatni tydzień nie rozpieszczał pogodowo. Po niskich temperaturach jak na miesiąc maj, w sobotę przyszły upały, no może nie do końca, ale ja czasami tak się czułem boulderując w Portrane w pełnym słońcu. Ogólnie miejscówka wg mnie ma jeden duży plus - jest dobra do doładowania. Skały to tak naprawdę niewielkie klify nadmorskie. Większość boulderów jest przewieszona i siłowa a wapienny charakter skał powoduje, że nie ma tutaj wiszenia na skórze tak jak w granicie. Rejon ten jest mi dobrze znany a treningowy charakter wyjazdu powoduje że wybór pada na sektor Ground Zero. Crash pad tak naprawdę w tym sektorze jest zbędny, ja posiłkowałem się zwykłą karimatą oddając crasha Anecie do leżenia. Po rozgrzewce na najłatwiejszych problemach i kilku V1 (tutaj V1 to 5) lista wygląda następująco
7. Kev's roof 6c
I na zakończenie w innym sektorze kończę dzień na
8. Spiderman 6c+
Niedziela to kontynuacja boulderowania w Portrane tym razem w sektorze The Arch. Po rozgrzewce na Richie's 5 w zasadzie jadę od prawej do lewej
- Corner's crack 5+
- Roof left hand 6a
- Roof right hand 6a+
- "bez nazwy" 6b+
- The Pinch 5+
- Roof traverse 6a
7. Kev's roof 6c
I na zakończenie w innym sektorze kończę dzień na
8. Spiderman 6c+
Niedziela to kontynuacja boulderowania w Portrane tym razem w sektorze The Arch. Po rozgrzewce na Richie's 5 w zasadzie jadę od prawej do lewej
- 3x "bez nazwy" 6a
- Doc Octopus 6a+
- Fisting 6a
- Morning Glory 6b
- "bez nazwy" 6b
- The Ear 6a+
- Radioactive Seaweed 6c
- Peter Marks 7a
Morning Glory 6b |
sobota, 5 maja 2012
The perfect boulder problem - Hollytree roof
Kolejny dzień, zresztą który to już z rzędu z temperaturami nie przekraczającymi 9st C. Na pewno plusy tak niskich temperatur to bardzo dobrze trzymające chwyty i tak też dzisiaj było. Brak możliwości pojechania gdzieś dalej spowodował, że po raz kolejny będzie The Scalp. Rozgrzewka dzisiaj polegała na wypiciu kubka kawy, rodzaj latte w ilości sztuk jeden, a dokładnie 0,25l sporządzonej własnoręcznie. Po takiej rozgrzewce udaliśmy się pod Plank Arete 6a oraz sąsiadujący Gen Tilly 6b+. Oba problemy to SS, niskie, bezstresowe, z dobrym lądowaniem i dobrymi chwytami.
Kilkanaście metrów powyżej znajduje się głaz z Hollytree roof 7a+. Skoro podczas ostatniej wizyty puściło 7a, więc z natury rzeczy wypadałoby się przystawić do 7a+. Solidne przewieszenie, duże chwyty, zahaczanie prawej pięty i na końcu banieczka do wiadra na odlocie. Te kilka rewelacyjnych ruchów skłoniło mnie do refleksji, że jakby większość baldów wyglądała jak ten to rzucam wspinanie z liną. Jeszcze jedna rzecz warta odnotowania; autorem wszystkich zdjęć na blogu jest Aneta.
Gen Tilly 6b+ |
Hollytree roof 7a+ |
wtorek, 1 maja 2012
A new problem?
Ostatnia wizyta na "Skalpie" to również nowy boulder o nazwie Baby Dragon SS 6b Fb. Wycena to oczywiście tylko propozycja a przystawka forsuje krótkie przewieszenie na lewo od Shady Bitch. Boulder jest łatwiejszy niż wygląda w rzeczywistości, a start zaznaczyłem na zdjęciu poniżej plus parę fotek z przejścia.
poniedziałek, 30 kwietnia 2012
Czekając na 7a
Ostatni tydzień to jakieś nieporozumienie pogodowe: pada, wieje i jest zimno. Dzisiaj w Polsce 28st C, natomiast tutaj w południe temperatura wynosi 7 C, jeżeli do tego dodać prędkość wiatru 60km/h to temp. odczuwalna zmniejsza się jeszcze o kilka stopni.
Dzisiaj mały wyjątek, ma padać dopiero po południu więc bierzemy kawę do auta, termos, czapki i rękawiczki to podstawa, i uderzamy tam gdzie jesteśmy wstanie dojechać przed deszczem, czyli Scalp. Aby nie marnować czasu planuję rozprawić się z baldami, z którymi miałem ostatnio problemy. Dla Anety powiedzmy, że jest za zimno na bouldering i zamienia co chwilę foto aparat na kubek z gorącą herbatą. Bierzemy "bouldering mat" i idziemy w stronę Crimpnarris 7a. Przystawka polega na sięgnięciu w przewieszeniu do krawądki i dalej już do dobrego chwytu. Pierwsze 7a zaliczone w tym roku.
Idąc dalej za ciosem udajemy się na kamień poniżej gdzie ostatnio nie potrafiłem wystartować. Tym razem idzie o wiele lepiej niż ostatnio i zapisuję sobie na konto kolejne 7a Fb na problemie Shady Bitch.
Jeszcze kilka słów wyjaśnienia na temat problemu Dark Angle SS. Ostatnio na
Bouldering Ireland Forum http://theshortspan.com/smf/index.php?topic=20.0 miała miejsce zażarta dyskusja na temat wycen do której poniekąd się przyczyniłem i pojawiły się wypowiedzi co do wyceny. I tak: minimalna wycena to 6b, a maksymalna z przewodnika to 7a. Ja osobiście przychylam się do wyceny 6c Fb
Crimpnarris7a Fb |
Shady Bitch 7a Fb SS |
Subskrybuj:
Posty (Atom)