piątek, 14 września 2012

The Scalp

Rano o 7:45 wrzucam crasha na tył auta. W skały jeszcze nie jadę tylko do pracy, choć nie ukrywam, że wolałbym na bouldery. Niestety trzeba za coś kupować tą magnezję :)   O siedemnastej nastąpił upragniony koniec pracy. Teraz tylko przedrzeć się przez korki na autostradę i zjazdem piętnastym na Scalp. Dzisiaj bardzo wieje stąd Scalp jest słusznym i najlepszym rozwiązaniem na wietrzną pogodę. Po krótkiej rozgrzewce na niewysokim slabie udaje się pod Natural Born Crimpers 6a. Boulder na tyle mi sie spodobał, że robię go po kilka razy. Umotywowany pozytywnie udaję się następnie w sektor Dublin End. Na początek próbuję otwartego projektu biegnącego w lekkim przewieszeniu pozbawionego jakichkolwiek stopni. Po kilku próbach odpuszczam - nie ma szans. Pewnie wielu próbowało, a ja po dłuższej przerwie mogę sobie jedynie raczej tylko chwyty wyczyścić. Natomiast parę metrów powyżej znajduje się niewysoki aczkolwiek mocno wydupiony murek. Przystawiam się do bardzo siłowego 6b+ i to okazuje się mój max w tym dniu. Następnie próbuję znowu otwartego projektu i tutaj niestety wychodzą wszelkie braki. Rozginają mi się palce, ręce, nie działają przybloki, zero dynamiki, ogólnie mówiąc jednym słowem kwas. Pozbierawszy zabawki spod skały na zakończenie udaję się na rekonesans po sektorze Wicklow End. I to jest w zasadzie już The End. Teraz jeden dzień przerwy i w sobotę kolejny trip.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz