wtorek, 5 sierpnia 2014

Glendalough


Zbyt długo nie byłem w Glen, dlatego w paru zdaniach same relatywy rejonu. Super miejsce, dobre chwyty, rewelacyjne tarcie. Nic nie jeździ na skale, nic się nie ślizga, a but wspinaczkowy sam się klei do skały. Jeżeli już coś nie trzyma, to tylko kwestia doładowania. Ilość problemów i różnorodność tak duża, że niezależnie od trudności jakie ktoś robi każdy znajdzie coś dla siebie, od połogich formacji, poprzez piony, a kończąc na przewieszeniach, a do tego jakby było mało: kanty, filary, płyty, rysy, oblaki, krawądki i co tam tylko istnieje.
Większość bulderów jest na tyle fajnych, że przechodzimy je z Anetą po 2-3 razy. Ja dokładam sit start do Diamond Slab opisanego w topo jako hard SS, ale choć nie jest podana żadna wycena i mi osobiście też trudno to wycenić, to nie jest to znowu taki hard.
Aneta na jednej z rozgrzewkowych propozycji w Glen.
Ja na wyjściowych chwytach na Original Route.
 No i odwieczny problem kiedy słońce w późniejszych godzinach zachodzi za chmury, u nas skończyło się na szybkiej ewakuacji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz