Trzy wyjazdy pod rząd do Portrane i zrobiła się trylogia. Dzisiaj było trochę gorącą i tłoczno, ale nie od wspinaczy. Nadmorski rejon przyciągnął pełno biwakujących i plażujących ludzi. Znalezienie cichego i spokojnego miejsca do wspinu nie było łatwe. Na szczęście jest coś takiego jak Pirate's Cove gdzie zejście w dół jest na tyle ekstremalne dla zwykłego zjadacza chleba, że nikt tam nie zagląda. W zasadzie zrobiłem tam wszystko za wyjątkiem jednego problemu. Zawsze zaczynam wspin od czegoś łatwego, nawet najłatwiejszego. Chodzi o to, aby rozgrzać się, lekko rozciągnąć mięśnie, sprawdzić tarcie na skale, warunki itp. Następnie coś trudniejszego i w końcu pełen max. I tak też było. Pierwszy problem który mnie zatrzymał to Jack Sparrow 6b+ Fb, niby klamy, a coś z nich zjeżdżałem i nie potrafiłem wyjść do góry. Po prostu przekombinowałem, a rozwiązanie było dużo łatwiejsze. Następnie zacząłem czyścić chwyty na Gráinne Ní Mháille 7a i na czyszczeniu się skończyło. Nie potrafiłem wystartować sit start. Nie wiem, czy siedziałem za nisko, czy co? Kładąc dupsko na crashpadzie potrafiłem tylko dosięgnąć kiepskiego obłego chwytu i to jedną ręką, a gdzie druga i co z nogami i jak walnąć do krawądki powyżej. Nie wiem czy to kwestia wiary, pary czy magii, ale żadnego z wymienionych najwidoczniej nie posiadałem. A może po prostu na 7a potrzebuję dwóch wyjazdów jak ostatnio, a nie jednego?
Kładę crasha pod Jean Bart, według mnie problem powinien nazywać się "cieknący kran", zalało mi crasha i spodnie jak się wstawiałem. Dobrze że zrobiłem go od razu, bo normalnie bym się przemoczył. Według przewodnika "Bouldering in Ireland" ma 7a Fb, ale według mnie raczej 6c. Główny problem to sit start i sięgnięcie z krawądek po krzyżu lewą ręką do raczej kiepskiego chwytu, który to trzeba wytrzymać, ustawić się i poprawić już to dobrej klamy. Nie zazdroszczę komuś z wąskim rozstawem ramion, tutaj rzeczywiście problem może sprawiać problem. Ja bynajmniej takiego nie miałem. Dołożyłem jeszcze na zakończenie trawers, czyli start jak Jean Bart i dalej krawędzią przewieszenia w prawo. Ten problem zrobiłem już dawno temu, na dodatek roszcząc sobie, zresztą niesłusznie, kiedyś prawo do pierwszego przejścia i nazywając go Jolly Roger . Dopiero wizyta na blogu Pierre Fuentes i rzucenie okiem na skałoplan, który tam umieścił uświadomiła mi, że problem był przechodzony i zanotowany dużo wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz