niedziela, 21 lipca 2013

Portrane part 3

Trzy wyjazdy pod rząd do Portrane i zrobiła się trylogia. Dzisiaj było trochę gorącą i tłoczno, ale nie od wspinaczy. Nadmorski rejon przyciągnął pełno biwakujących i plażujących ludzi. Znalezienie cichego i spokojnego miejsca do wspinu nie było łatwe. Na szczęście jest coś takiego jak Pirate's Cove gdzie zejście w dół jest na tyle ekstremalne dla zwykłego zjadacza chleba, że nikt tam nie zagląda. W zasadzie zrobiłem tam wszystko za wyjątkiem jednego problemu. Zawsze zaczynam wspin od czegoś łatwego, nawet najłatwiejszego. Chodzi o to, aby rozgrzać się, lekko rozciągnąć mięśnie, sprawdzić tarcie na skale, warunki itp. Następnie coś trudniejszego i w końcu pełen max. I tak też było. Pierwszy problem który mnie zatrzymał to Jack Sparrow 6b+ Fb, niby klamy, a coś z nich zjeżdżałem i nie potrafiłem wyjść do góry. Po prostu przekombinowałem, a rozwiązanie było dużo łatwiejsze. Następnie zacząłem czyścić chwyty na Gráinne Ní Mháille 7a i na czyszczeniu się skończyło. Nie potrafiłem wystartować sit start. Nie wiem, czy siedziałem za nisko, czy co? Kładąc dupsko na crashpadzie potrafiłem tylko dosięgnąć kiepskiego obłego chwytu i to jedną ręką, a gdzie druga i co z nogami i jak walnąć do krawądki powyżej. Nie wiem czy to kwestia wiary, pary czy magii, ale żadnego z wymienionych najwidoczniej nie posiadałem. A może po prostu na 7a potrzebuję dwóch wyjazdów jak ostatnio, a nie jednego?
Kładę crasha pod Jean Bart, według mnie problem powinien nazywać się "cieknący kran", zalało mi crasha i spodnie jak się wstawiałem. Dobrze że zrobiłem go od razu, bo normalnie bym się przemoczył. Według przewodnika "Bouldering in Ireland" ma 7a Fb, ale według mnie raczej 6c. Główny problem to sit start i sięgnięcie z krawądek po krzyżu lewą ręką do raczej kiepskiego chwytu, który to trzeba wytrzymać, ustawić się i poprawić już to dobrej klamy. Nie zazdroszczę komuś z wąskim rozstawem ramion, tutaj rzeczywiście problem może sprawiać problem. Ja bynajmniej takiego nie miałem. Dołożyłem jeszcze na zakończenie trawers, czyli start jak Jean Bart i dalej krawędzią przewieszenia w prawo. Ten problem zrobiłem już dawno temu, na dodatek roszcząc sobie, zresztą niesłusznie, kiedyś prawo do pierwszego przejścia i nazywając go Jolly Roger . Dopiero wizyta na blogu Pierre Fuentes  i rzucenie okiem na skałoplan, który tam umieścił uświadomiła mi, że problem był przechodzony i zanotowany dużo wcześniej.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Portrane part 2

Wracam w niedzielę do Portrane, w rejon The Alley. Szybka rozgrzewka na Martin Burly i Rhubard Jam oba za 6a i zaczynam czyścić chwyty na Andy's Problem 7a. Ostatnio nie dałem rady, tym razem po pierwszej próbie jedynym problemem okazują się mokrawe chwyty. Po kolejnym dokładnym oczyszczeniu nie tracąc czasu wstawiam się i łapę kluczową krawądkę lewą ręką, następnie prawa ręka na oblaja typu "zero tarcia" ale przy takim ustawieniu ciała, że jakie by nie było to trzyma cholernie dobrze, stąd już tylko bańka do chwytu na lewą rękę jakieś metr powyżej i po trawersie w prawo lub w lewo, ja wybrałem opcję w lewo jest 7a. Sam boulder bardzo fajny, wywieszony z dużymi chwytami, z dołu można rozpracować sekwencję i nie ma tutaj żadnej magi typu "o co tutaj kurwa chodzi". Na zakończenie doładowałem jeszcze treningowo kilka krótkich przewieszonym problemów sit start na przeciwległej skale. Próbowałem jeszcze wstawić się na prawo od The Clit, nawet chwyty poczyściłem, jednak bardzo hardcorowo to wygląda. Ściana w tym miejscy wywiesza się więcej niż 45stopni, na dodatek nie ma zaginających się chwytów tylko same odciągi, finezyjnie wykręcające nadgarstki i miażdżące psychikę wspinacza. Samo to chyba, że w tym miejscu nie ma żadnego boulderu mówi samo za siebie. Jeżeli na Andy's Problem o wycenie 7a widzę chwyty, które da się złapać i odległości pomiędzy nimi pozbawione są jakiegokolwiek paramertu, to ile może mieć coś mocno przewieszone z dalekimi przechwytami, trudnymi do utrzymania, nie mówiąc już o zadaniu z nich dalej? Najtrudniejsze coś co kiedyś machnąłem to coś około 8a, więc tutaj bynajmniej wizualnie wygląda to na minimum 7c. Oczywiście wszystko to czysta spekulacja, najlepiej wstawić się i zrobić.

środa, 10 lipca 2013

Portrane


W niedzielę będąc na lotnisku zahaczyłem treningowo o Portrane. To tylko 15 minut drogi. Miejsca w aucie nie było, więc nie brałem crasha, wydawało mi się, że do boulderingu na plaży nie jest on konieczny. Tym razem Morze zabrało piach, a zostawiło kamienie. Jednak prawdziwym problemem były chwyty, które to były lekko wilgnawe, szczególnie te wyjściowo-końcowe. To taka zaleta nadmorskiego rejonu. Prawdziwa loteria, nie wiedziałem czy z danego chwytu pociągnę do góry czy odpalę w dół. Na szczęście nie zdarzyło mi się przyglebić. Po dniu przerwy wróciłem do Portrane we wtorek. Czasu na wspin było niewiele, raptem dwie godziny. Nie tracąc czasu udałem się do The Alley - to taka szczelina skalna z problemami boulderowymi po prawej i lewej stronie, jak mniej więcej na zdjęciu. Oczywiście wszystkie przystawki jak przystało na Portrane wywieszone.

 Po rozgrzewce na fajnych wysokich highballach i kilku 6a spróbowałem sił na 7a, czyli niejakim Andy's Problem. Chwyty były bardzo wilgotne - wyczyściłem. Następnie te już mniej mokre chwyty były bardzo obłe i pozbawione tarcia- utrzymałem. Ale kur...a połączenie tego w jeden ciąg było poza moim zasięgiem. Spompowałem się do reszty i po kilku próbach odpuściłem. Na zakończenie zrobiłem jeszcze Ramp 6b przy czym miałem trochę problem ze zlokalizowaniem dokładnego startu. Ponadto stopnie były tak śliskie że z nich zrezygnowałem, więc można napisać że "poszedłem na samych rękach"
Dobrze zagospodarowany schowek w samochodzie :]