Wygospodarowałem trochę wolnego czasu i udałem się na Skalp. W zasadzie od ostatniego wypadu w to miejsce nic się nie zmieniło, za wyjątkiem mojej formy, a raczej jej braku. Ale czego można oczekiwać po tak długiej przerwie? Po rozgrzewce która przebiegała w klimacie udręki postanowiłem powtórzyć wszystkie klasyki w okolicy, niestety rzeczywistość okazała się bardzo brutalna. Poległem na Crimpnarris oraz na Gully's Problem. Koło Hollytree Roof przeszedłem bardzo obojętnie nie rozkładając nawet crashpada. Nie miało to sensu, przerwa była na tyle długa, że moje ruchy na bulderach były bardzo drewniane, ogólnie pionkio w skałach. A w kategorii oscarowej na najgorszy dzień wspinaczkowy wszech czasów dzisiejszy z pewnością dostał nominację z dużą szansą na wygraną. Trochę nadziei tchnęło we mnie po zrobieniu Plank Arete Right and Left oraz Gen Tilly (film poniżej). Jeszcze po drodze zrobiłem Natural Born Crimpers 6a, fantastyczny parametryczny jeden ruch polegający na sięgnięciu z obłej rampy do dobrego chwytu. Z prawej części rampy znajduje się dobry chwyt spełniający funkcję odciągu typu Robin Hood i po wrzuceniu lewej nogi na wysokość prawie własnej głowy sięgamy do chwytu i koniec, tak wygląda wersja za 6a. Tym razem postanowiłem trochę utrudnić sprawę i pierdolnąć tylko z obłej rampy do dobrego chwytu metr powyżej. Ruch rewelacyjny niczym wyznanie miłości, próbowałem kilka razy, w końcu sięgnąłem. Gapiąc się na skałę, przypomniało mi się jak kiedyś na Żeromskim w Sosnowcu w prawej części murku Dominik Kobryń pokazał mi super przystawkę polegającą na bardzo dalekim sięgnięciu z dwóch dobrych chwytów do dobrej klamy. I właśnie na Narural Born Crimpers jest podobnie. Na zakończenie wypadu udałem się jeszcze na Dark Angle SS i padł od drugiej próby, dlatego nie wydaje mi się aby miało to jednak 7a, fakt faktem, że ruchy bardzo mi przypasowały, byłem bardzo głodny skały i samego wspinania, jednak mimo wszystko wycena trochę zawyżona. Wyjazd po kilkumiesięcznej przerwie bardzo sponiewierał moją psychikę. W drodze powrotnej wiedziałem, że muszę wyprostować się alkoholem po takim dniu i zastanowić się nad jakimś logicznym i sensownym treningiem na przyszłość, aby nie doświadczyć dni podobnych do tego.
sobota, 4 maja 2013
The Scalp
Są rzeczy, o których lepiej nie pisać, jak choćby to, że ostatni raz byłem w skałach pół roku temu. Co prawda od tamtego czasu byłem kilka razy na ścianie, ale bardziej były to wypady przypadkowe niż systematyczne, ukierunkowane na trening. Ogólnie brak czasu na wspin, bouldering, trening. Nawet się zastanawiałem, zresztą ciągle to robię, czy nie podziękować wszystkim którzy wchodzili na blog i czytali moje wypociny i zakończyć swoją działalność tutaj. Jeden lub dwa wpisy rocznie nie mają jakiegokolwiek sensu, a wszystko zmierza w tym kierunku. Nagromadzenie obowiązków i uporządkowanie różnych spraw definitywnie rzutują na wspinanie i jak na razie życie wciąga mnie na całego. Ale przejdę do rzeczy, czyli do boulderingu.
Wygospodarowałem trochę wolnego czasu i udałem się na Skalp. W zasadzie od ostatniego wypadu w to miejsce nic się nie zmieniło, za wyjątkiem mojej formy, a raczej jej braku. Ale czego można oczekiwać po tak długiej przerwie? Po rozgrzewce która przebiegała w klimacie udręki postanowiłem powtórzyć wszystkie klasyki w okolicy, niestety rzeczywistość okazała się bardzo brutalna. Poległem na Crimpnarris oraz na Gully's Problem. Koło Hollytree Roof przeszedłem bardzo obojętnie nie rozkładając nawet crashpada. Nie miało to sensu, przerwa była na tyle długa, że moje ruchy na bulderach były bardzo drewniane, ogólnie pionkio w skałach. A w kategorii oscarowej na najgorszy dzień wspinaczkowy wszech czasów dzisiejszy z pewnością dostał nominację z dużą szansą na wygraną. Trochę nadziei tchnęło we mnie po zrobieniu Plank Arete Right and Left oraz Gen Tilly (film poniżej). Jeszcze po drodze zrobiłem Natural Born Crimpers 6a, fantastyczny parametryczny jeden ruch polegający na sięgnięciu z obłej rampy do dobrego chwytu. Z prawej części rampy znajduje się dobry chwyt spełniający funkcję odciągu typu Robin Hood i po wrzuceniu lewej nogi na wysokość prawie własnej głowy sięgamy do chwytu i koniec, tak wygląda wersja za 6a. Tym razem postanowiłem trochę utrudnić sprawę i pierdolnąć tylko z obłej rampy do dobrego chwytu metr powyżej. Ruch rewelacyjny niczym wyznanie miłości, próbowałem kilka razy, w końcu sięgnąłem. Gapiąc się na skałę, przypomniało mi się jak kiedyś na Żeromskim w Sosnowcu w prawej części murku Dominik Kobryń pokazał mi super przystawkę polegającą na bardzo dalekim sięgnięciu z dwóch dobrych chwytów do dobrej klamy. I właśnie na Narural Born Crimpers jest podobnie. Na zakończenie wypadu udałem się jeszcze na Dark Angle SS i padł od drugiej próby, dlatego nie wydaje mi się aby miało to jednak 7a, fakt faktem, że ruchy bardzo mi przypasowały, byłem bardzo głodny skały i samego wspinania, jednak mimo wszystko wycena trochę zawyżona. Wyjazd po kilkumiesięcznej przerwie bardzo sponiewierał moją psychikę. W drodze powrotnej wiedziałem, że muszę wyprostować się alkoholem po takim dniu i zastanowić się nad jakimś logicznym i sensownym treningiem na przyszłość, aby nie doświadczyć dni podobnych do tego.
Wygospodarowałem trochę wolnego czasu i udałem się na Skalp. W zasadzie od ostatniego wypadu w to miejsce nic się nie zmieniło, za wyjątkiem mojej formy, a raczej jej braku. Ale czego można oczekiwać po tak długiej przerwie? Po rozgrzewce która przebiegała w klimacie udręki postanowiłem powtórzyć wszystkie klasyki w okolicy, niestety rzeczywistość okazała się bardzo brutalna. Poległem na Crimpnarris oraz na Gully's Problem. Koło Hollytree Roof przeszedłem bardzo obojętnie nie rozkładając nawet crashpada. Nie miało to sensu, przerwa była na tyle długa, że moje ruchy na bulderach były bardzo drewniane, ogólnie pionkio w skałach. A w kategorii oscarowej na najgorszy dzień wspinaczkowy wszech czasów dzisiejszy z pewnością dostał nominację z dużą szansą na wygraną. Trochę nadziei tchnęło we mnie po zrobieniu Plank Arete Right and Left oraz Gen Tilly (film poniżej). Jeszcze po drodze zrobiłem Natural Born Crimpers 6a, fantastyczny parametryczny jeden ruch polegający na sięgnięciu z obłej rampy do dobrego chwytu. Z prawej części rampy znajduje się dobry chwyt spełniający funkcję odciągu typu Robin Hood i po wrzuceniu lewej nogi na wysokość prawie własnej głowy sięgamy do chwytu i koniec, tak wygląda wersja za 6a. Tym razem postanowiłem trochę utrudnić sprawę i pierdolnąć tylko z obłej rampy do dobrego chwytu metr powyżej. Ruch rewelacyjny niczym wyznanie miłości, próbowałem kilka razy, w końcu sięgnąłem. Gapiąc się na skałę, przypomniało mi się jak kiedyś na Żeromskim w Sosnowcu w prawej części murku Dominik Kobryń pokazał mi super przystawkę polegającą na bardzo dalekim sięgnięciu z dwóch dobrych chwytów do dobrej klamy. I właśnie na Narural Born Crimpers jest podobnie. Na zakończenie wypadu udałem się jeszcze na Dark Angle SS i padł od drugiej próby, dlatego nie wydaje mi się aby miało to jednak 7a, fakt faktem, że ruchy bardzo mi przypasowały, byłem bardzo głodny skały i samego wspinania, jednak mimo wszystko wycena trochę zawyżona. Wyjazd po kilkumiesięcznej przerwie bardzo sponiewierał moją psychikę. W drodze powrotnej wiedziałem, że muszę wyprostować się alkoholem po takim dniu i zastanowić się nad jakimś logicznym i sensownym treningiem na przyszłość, aby nie doświadczyć dni podobnych do tego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)